W ciągu roku dość dużo pracujemy „w terenie”, czy to w trakcie plenerów ślubnych czy imprez pod chmurką i już nie raz przekonaliśmy się, że nie należy do końca ufać prognozom pogody. Piękny, słoneczny poranek potrafi zamienić się w burzowe popołudnie i nici ze zdjęć. Teoretycznie…:)
Było raz takie lato, z którym mieliśmy na pieńku. Szare, deszczowe i zimne. Skończyło się tym, że plenery par z sierpnia robiliśmy, aż do końca listopada. W efekcie wyszło fajnie – złota polska jesień, miliony kolorów i bardzo ciepły październik.. Na przyszłość postanowiliśmy sobie, że nie damy się terroryzować aurze za oknem i będziemy mieć plan B oraz mały niezbędnik. Warto dodać, że upał też nie jest sprzymierzeńcem podczas ślubnej sesji zdjęciowej bo gorąco, błyszcząco i puchnąco.
Przez kilka sezonów ślubnych wypracowaliśmy własne sposoby na kapryśną pogodę oraz wspomniany powyżej niezbędnik, który zawiera:
– listę ciekawych,a przy okazji zadaszonych miejscówek, gdzie wstęp jest darmowy i można tam wejść o każdej porze, bez problemów,
– listę miejsc, gdzie wstęp jest płatny lub wymaga złożenia podania, ale warto się postarać,
– duży, czarny parasol, który po pierwsze osłoni modeli przed deszczem, a po drugie będzie rekwizytem w trakcie sesji,
– na deszcz: kalosze, ciepły sweter/płaszcz dla Panny Młodej, lakier do włosów i kilka wsuwek,
– na upał: woda, puder matujący, trampki/ klapki dla Panny Młodej, chłodzenie blendą;), część pleneru w parku
– w razie wyjątkowo niesprzyjających warunków wskazana kawiarnia na trasie pleneru.
Plener ślubny Uli i Michała też nie przebiegał zgodnie z pierwotnymi założeniami. W połowie sesji bylismy świadkami wyjątkowej ulewy, która szybko przerodziła się w burzę. Dzięki wspomianemu parasolowi i szybkiej reakcji na załamanie pogody spokojnie dokończyliśmy wykonywanie zdjęć.